A ta strona została poświęcona mojej kochanej suczce Funi

 

Funia przed domem

Wszystko zaczęło się dość prozaicznie, a mianowicie od tego, że chciałem mieć pieska, którego będzie można zabierać ze sobą do samochodu, na działkę, który będzie biegał po mieszkaniu i... nie będzie za duży. Ja głosowałem za jamnikiem, ale ostatecznie stanęło, że rodzice mnie przegłosowali i w naszym dużym domku z ogrodem pojawiła się mała suczka Funia urodzona 25.01.1999.

Miała około 7 tygodni, gdy z nami zamieszkała. Na początku była dość nieporadna i wszystkiego się bała, ale z czasem zaczęła reagować na dźwięk swojego imienia. Jak to zawsze w takich przypadkach bywa, z tym także jest związana pewna historia...

Otóż bardzo nam się podobało imię Kaja, ale ponieważ koleżanka mamy miała dwie suczki o tych imionach i obydwie tragicznie zakończyły swój żywot, więc nie kusząc losu postanowiliśmy nie ryzykować.

Nikt z nas nie spodziewał się, że ten rozkoszny zwierzak w tak krótkim czasie podbije serca i myśli całej naszej rodziny. Funia okazała się bardzo żywym szczeniakiem i już od młodości uwielbiała wszelkiego

rodzaju zabawy, a zwłaszcza te po zgaszeniu światła... Nie muszę chyba dodawać, że najmniej z tego faktu cieszyli się rodzice... gdy w nocy musieli wstawać, aby... nasze maleństwo mogło spokojnie załatwić swoje potrzeby JJJ

Z każdym dniem nasza Funia dorastała i stawała się coraz mądrzejsza. Ale pojawił się podstawowy problem, że jest dość wybredna, jeśli chodzi o jedzenie. No cóż... prawdziwy francuski piesek, a raczej suczka. Dosłownie trzeba było w nią wmuszać pożywienie.

Przyp adkowo okazało się, że jest z niej niezły kompan jazdy samochodem. Na dźwięk okrzyku - Funia jedziemy... budziła się i zrywała na równe nogi i w mgnieniu oka była gotowa do drogi.

To dość zabawne, ale uwielbiała od małego jazdę na kierownicy i ramieniu kierowcy i do dziś nie dało jej się tego wyperswadować. Jest to dość trudne i niebezpieczne, kiedy nie ma pasażera, bo nie dość, że na drogę i znaki, to jeszcze trzeba uważać na Funię, która wszystko chce widzieć i być w centrum uwagi.

maleństwa Funi

Funia w ogrodzie przed domem

Ale oczywiście byłoby jej smutno na świecie samej, więc gdy była już dużą dziewczynką - tak ponad 2letnią - co w odniesieniu do człowieka oznacza 14 lat... postanowiliśmy, że chyba już jest odpowiednia pora, aby miała własne dzieci.

Było z tym trochę problemu, bo Funia, jako dobrze wychowana panna ani myślała dopuścić do siebie obcego faceta... Był dość poważny i trudny do pokonania problem - ona po prostu i zwyczajnie nie chciała z żadnym... chłopcem współżyć.

Uciekała, trzęsła się cała i kuliła ze strachu. Ale z biegiem czasu chyba sama doszła do wniosku, że nikt nie chce zrobić jej niczego złego i... nastąpił ten szczęśliwy dzień, kiedy sama miała ochotę na sex. Oczywiście wszystko odbyło się pod pełną kontrolą i... opłatą.

Jak zapewne uważni domyślili się ze zdjęć - tak właśnie wyglądają pierwsze dzieci naszej Funi - ten ciemny, to chłopczyk, a ta jasna kruszynka jest jego siostrzyczką. Gdy tylko przyszły na świat, a stało się to... 26.05.01. Funia bardzo była zazdrosna o swoje szczeniaki i nawet spojrzenie na całą trójkę wywoływało w niej agresję i szczekała na każdego, kto zbliżał się lub naw et spoglądał na nich.

Trochę to trwało, zanim zrozumiała, że nie zamierzamy skrzywdzić jej dzieci. Jak każda matka wychodziła tylko na chwilę siku i zaraz wracała do koszyczka sprawdzić, czy są jej maleństwa i czy aby czegoś nie potrzebują. One cały dzień leżały sobie z mamą i jednego, czego im było trzeba - to jej ciepła i życiodajnego napoju w postaci mleka...

Oczywiście maluchy były dość nieporadne i dopiero po kilku tygodniach mama podjęła próby pierwszych nauk. Jak to zawsze bywa... szybciej zaczął się uczyć facet, który można powiedzieć, ze od początku utrzymuje wagę ciała dwa razy większą od swojej siostry.

Funia zaczęła uczyć go szybko biegać, gryźć i szczekać. Z czasem do tych zabaw dołączyła także siostrzyczka. Szło jej dość opornie, ale jako kobieta zaczęła wykorzystywać pazurki i mimo, że była o połowę mniejsza, to radziła sobie torując drogę przez życie i rozpychając się łokciami... gryząc dość boleśnie brata.

Trwało to jakiś czas, ale w końcu został zawarty między rodzeństwem rozejm i teraz żyją dość zgodnie... jak na psią rodzinkę przystało.

Wszystko miało być zupełnie inaczej - rodzicie chcieli sprzedać maluchy, jak już podrosną, bo z trzema pieskami w domu byłoby trochę za ciasno, ale po kilku tygodniach opieki nad nimi doszli do wniosku, że

Funia z potomstwem

szkoda byłoby rozdzielać tak wspaniałą rodzinkę i... jednogłośnie tym razem cała trójka otrzymała kartę stałego pobytu w domu no i przede wszystkim ogrodzie, po którym uwielbiają biegać i bawić się w nim.

Muszę nadmienić, że na stanie posiadania naszej rodziny jest również wilczur, który ze względu na swoją masę i rozmiar jest za duży, aby mieszkać w domku. Ma swoją budę w ogrodzie za domem i obstawia tyły naszej rezydencji.

Nasze kochane pieski ostatnio zaczęły podjadać korę spod krzewów ozdobnych... i wynosić, co się da z domu na trawnik przed mieszkaniem lub... wjazd do garaży. A więc czasami zdarza się, że skarpety, albo ciapy leżą na środku chodnika i witają gości wchodzących z wizytą do moich rodziców. Czego to takie maluchy nie wymyślą J .

Teraz już są na etapie wskakiwania na kanapy i fotele, gdzie po pierwsze jest ciepło, a po drugie dość wygodnie... Wprost uwielbiają jazdę samochodem i wszędzie jest ich pełno. Najlepiej jednak biega im się po lecie, albo na działce za Radomiem, gdzie rodzice je dość często zabierają. Uwielbiają ganiać się wokół domku i szaleć w wysokiej trawie. Nie muszę chyba dodawać, że bardzo za mną tęsknią i cała trója szaleje na mój widok.

Funia z potomstwem raz jeszcze

Gdy tylko pojawiam się w domu, to wszystkie jednocześnie chcą na ręce i aby się z nimi przywitać i poprzytulać. Oczywiście pieszczoty zaczynają się od mamy, która nosem mnie wyczuwa...

Ciekawe co będzie, kiedy w tych z pozoru słodkich maluchach odezwą się hormony... Ale póki co nie mamy takiego problemu, ani zagrożenia. Może z czasem rodzice założą hodowlę tych piesków. Wszak chętnych na takie szczeniaki nie brakuje i co chwila ktoś z przechodzących ulicą pyta, czy są na sprzedaż.

Te na pewno zostaną w domu, ale co będzie z ich następcami, tego jeszcze nie wiadomo i póki co, nie zanosi się na to, aby kolejne pokolenie Pekińczyków pojawiło się w naszym domku...

Tak właśnie przedstawia się świeżo upieczona mama ze swoimi maleństwami, które w chwili obecnej mają już pięć miesięcy. Trudno mi powiedzieć, ile wtedy miały tygodni, ale wierciły się jak tylko mogły i za nic nie dawały się sfotografować. Musiałem się trochę z nimi namęczyć, żeby cała trójka zmieściła się w kadrze. Jak to maluchy... są bardzo żywotne i ciekawe świata oraz ludzi.

 

 Wróć